[Jamie]
Zaraz po tym jak wybiegłam z domu chłopaków, poczułam się jakoś dziwnie. Byłam wściekła. Nikt nigdy nie widział mnie w takim stanie. Oprócz wściekłości czułam też smutek i ból. Mój własny rodzony brat, który nigdy nikogo nie skrzywdził, zaangażował się w porwanie mojej najlepszej przyjaciółki, którą podobno bardzo kochał. Miałam ochotę zabić go własnymi rękami, ale byłam zbyt słaba i wykończona. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że Ash mógł zrobić coś takiego. On taki nie był! Był czuły, miły, opiekuńczy, pomocny i mimo maski twardziela potrafił być naprawdę wrażliwy. W szkole leciało na niego wiele dziewczyn, ale jego to nie obchodziło. Był z kilkoma, a po ostatniej długo dochodził do siebie. Annie zmarła w wypadku samochodowym. Było mi go bardzo szkoda i każdą wolną chwilę spędzałam z nim. W końcu doszedł do siebie, ale nie spotykał się już z żadną dziewczyną. Pomimo tego, że upłynęło już sporo czasu, nadal trzymał jej zdjęcie w szufladzie, obok łóżka. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej domu. I z każdym krokiem narastała we mnie coraz większa złość. Chciałam, żeby w tej chwili był przy mnie Zayn, ale tym razem musiałam poradzić sobie sama.
W końcu stanęłam przed drzwiami własnego domu. Byłam gotowa na wszystko. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Bez słowa minęłam zaskoczonych rodziców i stanęłam przed drzwiami pokoju brata. Usłyszałam czyjeś śmiechy i poczułam ból w klatce piersiowej. Jak mógł? siedzieć sobie z kolegami i śmiać się, podczas gdy Cassidy mogło coś się stać i to z jego winy? W jednej chwili jak burza wpadłam do środka i stanęłam na środku pokoju, zaciskając dłonie w pięści.
-Wynocha - wysyczałam do Chrisa i Toma - już.
Koledzy mojego brata popatrzyli na mnie zdziwieni, ale gdy zauważyli wyraz mojej twarzy, pożegnali się i wyszli. Zostałam z Ashem sama. Wyglądał na zdezorientowanego, ale na mnie nie działały już żadne sztuczki. Patrzyłam na niego oczami pełnymi gniewu i nienawiści.
-Jamie, wszystko w porządku? - spytał troskliwie.
-Ty.. sukinsynu! - krzyknęłam - jak mogłeś zrobić coś takiego? Jak mogłeś wpakować się w takie bagno?! Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego jakie masz kłopoty!
Ash nic nie mówił tylko patrzył na mnie w osłupieniu.
-Gdzie ona jest? - spytałam patrząc prosto w jego oczy - w tej chwili mów, co z nią zrobiliście?!
-Jamie uspokój się - powiedział łagodnie - nie mam pojęcia o kim ty mówisz.
-Kłamca! - krzyknęłam - jak możesz?! co się z tobą stało?!
-Powiedz mi raczej, co stało się z tobą. Nie poznaję cię.
-Bo to już koniec słodkiej, niewinnej, uczynnej siostrzyczki, która zrobi wszystko o co ją poprosisz i w kółko będzie powtarzać jak bardzo cię kocha! Koniec! Rozumiesz? Nie wyjdę stąd dopóki nie powiesz mi, gdzie jest Cassidy - powiedziałam twardo. - Albo od razu pójdę na policję, a wtedy odechce ci się zgrywać bohatera.
Ash wyglądał tak, jakby ktoś z całej siły uderzył go w twarz. Usiadł zrezygnowany na łóżku.
-Skąd do cholery wiesz, że mam z tym coś wspólnego?
-To jest teraz nieważne - powiedziałam sucho - trzeba być naprawdę wielkim potworem, żeby zrobić coś takiego. I to osobie, na której bardzo ci zależy. Nawet nie wiesz jaki koszmar zrobiłeś z mojego życia w ciągu czterech pieprzonych dni! Więc gadaj.
-Ja... ja nie chciałem... - zaczął się jąkać - przecież mnie znasz... ja... nie wiem co we mnie wstąpiło... byłem zazdrosny.. tak bardzo chciałem być na miejscu tego jej chłopaka, że... odebrało mi rozum...
-Nie obchodzi mnie to! Mów gdzie ona jest!
-To był plan Matta... sam nie wiem czemu dałem się w to wciągnąć... on... mówił, że to jedyny sposób... było ciemno! Nie mam pojęcia gdzie jechaliśmy... zaniósł ją do piwnicy i przywiązał do... słupa... ona wyglądała jak... jakby nie żyła.. ale oddychała.. przestraszyłem się, bo to zupełnie nie tak miało wyglądać!
pokłóciłem się z nim i Caroline... nie chciałem tego wszystkiego!
-Ty skurwielu! - usłyszałam za sobą znajomy głos.
Odwróciłam się a w drzwiach stali Hazza i Zayn. Harry w jednej chwili znalazł się przy Ashu i z pięści uderzył go w twarz, tak że uadł na podłogę. Z jego nosa zaczęła lecieć krew. Zayn odciągnął Harrego na bok, ale wyglądał tak, jakby sam chciał zrobić to samo.
-Skurwysyn! - krzyczał Harry - poczekaj, niech tylko cię dorwę Ross!
-Hazza uspokój się! - krzyknęłam i znalazłam się przy Ashu.
Pomogłam mu z powrotem znaleźć się na łóżku i usiadłam obok niego.
-Dzięki.. - szepnął.
Nie dziękuj. Sama miałam ochotę dać ci w twarz. Nie obchodzi mnie, że było ciemno, jasne? Nie obchodzi mnie też to, że żałujesz. Obchodzi mnie to, gdzie ona jest. Więc albo zaczniesz współpracować z nami, albo z policją. Wybór należy do ciebie.
-Piwnica w kamiennicy, w której znajduje się mieszkanie Matta - powiedził nagle.
-Dokładniej - zarządał Zayn.
Ash podał nam dokładny adres.
-Jedziesz z nami - powiedziałam - chcę mieć pewność, że mówisz prawdę. I w razie czego zmierzysz się z Mattem.
Nikt nie protestował, więc od razu zeszliśmy na dół. Tym razem również nie odezwałam sie do rodziców. Już po chwili siedzieliśmy w samochodzie Asha.
[Cassidy]
Ból. Strach. Ciemność. Nie miałam pojęcia jak długo siedziałam w tym cuchnącym, ciemnym pomieszczeniu. Dałabym wszystko, żeby chociaż przez chwilę móc zaczerpnąć świeżego powietrza i popatrzyć w niebo. Albo poczuć na swej twarzy lekki powiew wiatru. Nie czułam rąk ani nóg. Nie mogłam nawet rozprostować kończyn, bo liny były zbyt mocne. Nie miałam siły na kolejną próbę ucieczki. Matt przychodził co jakiś czas i dawał mi coś do jedzenia albo picia.
Wrzeszczałam. Prosiłam. Błagałam. Groziłam. Ale to wszystko było na nic. Nie raczył się nawet do mnie odezwać. W tej chwili znowu do mnie przyszedł. Światło latarki mnie oślepiło, więc szybko zamknęłam oczy.
-Jak długo jeszcze masz zamiar mnie tu trzymać? Nie wytrzymam tego dłużej! - krzyknęłam.
-Nie ma pośpiechu, maleńka - powiedział - powoli zaczyna mi się nudzić to ciągłe przychdozenie tutaj. Ale to w sumie zabawne.
Wlał mi do ust jakiś słodki płyn i wyszedł. Po chwili usłyszałam, że z kimś rozmawia. Znałam ten głos bardzo dobrze. Caroline. Dochodziły mnie tylko niektóre skrawki rozmowy.
-... nie ma mowy! - mówił Matt - co zrobiłaś?!
-..nie miałam wyjścia! Grozli, że zamkną mnie w jakiś schowku na miotły!
-...chyba kompletnie ci odbiło!... chociaż tyle... mogą tu być w każdej chwili!
Nie zdążył powiedzieć niczego więcej. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i odgłos ciała upadającego na podłogę.
-A teraz cię zabiję! - wrzasnął ktoś.
Głos wydawał mi się znajomy, ale może tylko mi się wydawało? Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie i wszystko wirowało.
-Harry.. - szepnęłam.
Nie byłam w stanie powiedzieć niczego więcej. Straciłam przytomność.
_______________________
Ciąg dalszy już jutro :)
Albo ewentualnie we wtorek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz