poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział 24

[Harry]

Kiedy dojechaliśmy pod kamienicę, miałem już dość. Gdy patrzyłem na Asha, miałem ochotę znowu go walnąć. Za to, że dał wpakować się w takie coś. Mógł tłumaczyć się ile chciał, ale u mnie nie miał szans na to, żebym kiedykolwiek przyjaźnie na niego spojrzał. Z tego, co mówiła Jamie, Ash był nieszkodliwy. A tu taka akcja. Chciałem jak najszybciej wyjść z samochodu i znaleźć się przy Cass. W końcu znaleźliśmy się pod drzwiami prowadzącymi do piwnicy.
-Caroline i Matt tam są.. - powiedział Ash niepewnie.
-To już twój problem - syknąłem.
Nie wytrzymałem dłużej. Otworzyłem drzwi i wszyscy zeszliśmy po długich, krętych schodach. Teraz już wyraźnie słyszałem każde słowo, które wypowiadała ta dwójka. Przez nieostrożność o mały włos nie potrąciłem szklanej butelki, która stała obok mojej nogi. Wziąłem ją do ręki w obawie, że mogliśmy wpaść. 
-Wiesz - mówił Matt - powoli mnie to nudzi. Bo ona nic nie robi tylko krzyczy. I grozi. Mam tego dość. Teraz powinna się zamknąć. 
Zacisnąłem usta. Poczułem narastającą wściekłość, gdy usłyszałem te słowa i chichot Caroline. Nie mogłem dłużej tam stać i nic nie robić. To było bez sensu. Bez zastanowienia wparowałem do środka. Matt stał do mnie tyłem, ale Caroline patrzyła mi prosto w oczy.
-Matt.. - szepnęła.
Ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Z całej siły uderzyłem Matta w tył głowy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że roztrzaskałem mu na głowie szklaną butelkę. Ale w ogóle się tym nie przejąłem. Liczyło się tylko to, żeby znaleźć się przy Cassidy.
-A teraz cię zabiję! - krzyknąłem - ty pierdolony sukinsynu! W końcu się nauczysz, że ze mną się nie zadziera!
Z całej siły kopnąłem go w brzuch. Skulił się z bólu.
-Harry, nie mamy na to czasu! - krzyknęła Jamie.
Wiedziałem, że ma rację. Matt nie był tego wart. Podszedłem do przestraszonej Caroline i spojrzałem na nią gniewnym wzrokiem.
-Mam dość tych zabaw w kotka i myszkę - powiedziałem - gdzie ona jest?!
Caroline się nie odezwała, tylko jednym ruchem wskazała nam stare, spróchniałe drzwi. Nie czekałem na nic. Zayn w jednej chwili znalazł się przy mnie. Kopnąłem drzwi, które posłusznie się otworzyły. W pomieszczeniu panował kompletny mrok. Szukałem włącznika światła, ale to było na nic. W końcu wróciłem do Caroline i zażądałem latarki. Podała mi ją niemal natychmiast.
-Harry.. prze.. 
-Spierdalaj - przerwałem jej.
Wróciłem do piwnicy i włączyłem latarkę. I wtedy ją zobaczyłem. Była przywiązana do drewnianego słupa, a głowę miała odwróconą w drugą stronę. Podbiegłem do niej w jednej chwili.
-Cassidy! - krzyknąłem i zamarłem.
Nie ruszyła się. Była nieprzytomna. 
-Cass? Cassidy? Cass odezwij się! - zacząłem krzyczeć. 
Wszystko było na nic. 
-Musimy natychmiast zawieźć ją do szpitala - powiedział Zayn i zaczął rozwiązywać sznury.
Pomogłem mu i w końcu Cassidy była wolna. Wziąłem ją na ręce i szybko wybiegłem z powrotem na dwór. Wsadziłem ją do samochodu i zająłem miejsce za kierownicą. Zayn i Jamie usiedli z tyłu. Nie czekałem na Asha. Miałem w nosie co się z nim stanie. Powinien zapłacić za własne błędy. Wcisnąłem pedał gazu i skierowałem się prosto do szpitala. Osiągnąłem dość dużą prędkość, ale kto by się tym przejmował, gdy chodziło o życie najważniejszej osoby w twoim życiu?W końcu zaparkowałem na parkingu i wziąłem Cass na ręce. Potem wszystko działo się w ekspresowym tempie. Krzyknąłem "moja dziewczyna jest nieprzytomna!" i w jednej chwili znalazł się koło mnie lekarz i pielęgniarki. Zabrali Cass ze sobą a nam kazali czekać. Jamie i Zayn usiedli na krzesłach, ale ja byłem zbyt zdenerwowany. Chodziłem korytarzem w tę i z powrotem. Po chwili dołączyli do nas Liam, Louis i Niall. Wszyscy się martwili, ale nadal nie mieliśmy żadnych informacji. Czas ciągnął się w nieskończoność. W końcu w drzwiach stanął lekarz. Natychmiast do niego podbiegłem.
-I co z nią? - zapytałem.
-Nadal jest nieprzytomna. W jej organizmie wykryliśmy sporą ilość narkotyków. Zrobiliśmy jej płukanie żołądka i wkrótce powinna dojść do siebie. Zostanie u nas jeszcze parę dni. Teraz trzeba tylko czekać i być dobrej myśli.
-Czy ja.. czy ja mogę do niej wejść? 
Lekarz zastanawiał się przez chwilę.
-No dobrze. Ale tylko na kilka minut.
Podziękowałem i po cichu wszedłem do dużej, białej sali. Stało tam kilka łóżek. Na jednym z nich leżała długowłosa brunetka, a na drugim Cassidy. Skierowałem się prosto do niej. Wyglądała tak spokojnie, jak gdyby nic się nie stało. Jakby po prostu sobie spała. 
-Cass.. - szepnąłem - jestem przy tobie. Obiecuję, że już nigdy więcej nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Kocham cię.. 
Wziąłem w dłonie jej rękę, przystawiłem do ust i delikatnie pocałowałem.
-Ty.. - usłyszałem za sobą nieznajomy głos - ty jesteś..
Odwróciłem się i spojrzałem na niebieskooką brunetkę. Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
-Tak, jestem Harry Styles. We własnej osobie. A ty jesteś?
-Noemi.. - powiedziała i lekko się zarumieniła.
-Miło cię poznać Noemi. Fanka?
-I to wielka! Uwielbiam wasze piosenki, słucham ich cały czas! Nie mogę uwierzyć, że właśnie normalnie sobie z tobą rozmawiam.. wspaniale cię poznać!
-Ciebie również - powiedziałem. 
-Śledziłam wasze postępy w X Factor. Byłam na kilku koncertach, ale nigdy nie zdołałam dopchać się po autograf. Więc.. mogę..
-Jasne.
Nie musiała kończyć. Wiedziałem o co jej chodzi. Wyjęła z szuflady niebieski notes i długopis i podała mi go. Otworzyłem go gdzieś w połowie i napisałem: "Dla wspaniałej Noemi. Żyj chwilą! Harry Styles".
-To najlepszy dzień mojego życia. Dziękuję - na jej twarzy pojawił się uśmiech. 
Wyglądała na naprawdę sympatyczną. 
-Muszę na chwilę wyjść, zaraz wracam.
Wyszedłem z sali i podszedłem prosto do chłopaków.
-Słuchajcie, w tej sali leży jedna z naszych fanek - powiedziałem - możecie tam ze mną wejść i dać jej po autografie? 
-No jasne! - zgodzili się od razu. 
Weszliśmy do sali całą piątką, a za nami Jamie. Oczy Noemi rozszerzyły się ze zdziwienia i podekscytowania.
-Wy.. wy jesteście.. tutaj.. wszyscy.. ja.. - zaczęła się jąkać.
-Specjalnie dla ciebie - powiedział Liam. 
Usiedliśmy koło jej łóżka. Każdy z chłopaków dał jej autograf i zrobiliśmy kilka wspólnych zdjęć. Z racji tego, że jej łóżko stało zaraz obok łóżka Cass, cały czas trzymałem swoją dziewczynę za rękę i ciągle odwracałem się, żeby spojrzeć na jej twarz.
-Dziękuję wam - powiedziała Noemi - nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że was poznałam! Leżę tu od dwóch tygodni i mam już serdecznie dość. To twoja dziewczyna prawda? - zapytała mnie. 
-Tak - odpowiedziałem - i bardzo ją kocham.
-A to twoja? - zapytała Zayna i wskazała na Jamie.
 -We własnej osobie - odpowiedział i pocałował ją w policzek.
-Tak strasznie się cieszę! Spełniło się jedno z moich wielkich marzeń.
-A może chciałabyś bilet na nasz koncert i wejściówkę za kulisy? - zapytał Louis.
Noemi otworzyła usta ze zdziwienia.
-Naprawdę? 
-Oczywiście. 
Brunetka pisnęła z radości. Uściskała każdego z nas po kolei. W końcu do sali wszedł lekarz i musieliśmy wyjść. Pożegnaliśmy Noemi, a ja pocałowałem Cass w czoło i szepnąłem "wrócę jutro". Wyszliśmy ze szpitala. 
-Jamie, powinnaś jechać do mieszkania - powiedział Zayn - musisz odpocząć i porządnie się wyspać. My musimy jechać jeszcze do studia, ale pamiętaj, że cały czas jestem pod telefonem.
-Jasne - powiedziała i czule go pocałowała.
Wsiedliśmy do samochodu, w którym czekał na nas Tobias, nasz kierowca i odjechaliśmy.

[Jamie]

Patrzyłam jak samochód chłopaków oddala się i w końcu całkowicie znika mi z oczu. Jeszcze raz spojrzałam na budynek szpitala i wsiadłam do samochodu brata. Cały czas o nim myślałam. Bałam się, że coś mogło mu się stać. Ale w końcu musiał zapłacić za to, co zrobił. Na drodze było dość spokojnie i nie było korków, więc szybko dotarłam do swojego domu. Zaparkowałam samochód na podjeździe i na piechotę poszłam do mieszkania. Po drodze cały czas myślałam o Cassidy. Naprawdę cieszyłam się, że było już po wszystkim, ale ciągle się o nią martwiłam. Kiedy w końcu otworzyłam drzwi do mieszkania, czekała mnie tam niespodzianka. Przy stole w kuchni siedziała Megan.
-Megs! - krzyknęłam, podbiegłam do niej i przytuliłam od tyłu - Boże, jak wspaniale cię widzieć!
Megan wyrwała mi się i stanęła naprzeciwko. Miała zmęczoną twarz i ponure oczy.
-Co to ma być? - zapytała i podała mi kartkę z ogłoszeniem o zaginięciu Cassidy.
Spojrzałam na nią przestraszona.
-Ja.. 
-Jamie, jak mogłaś? - zapytała - dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! jak mogłaś trzymać takie coś w tajemnicy?!
-Ja.. nie chciałam cię martwić.. - zająkałam się - martwiłam się o ciebie.. nie wiedziałam kiedy wrócisz..
-Więc zamierzałaś w ogóle mnie o tym nie powiadomić? I zatrzymać w tajemnicy do końca? 
-Nie! Oczywiście, że nie! Znaleźliśmy ją.. właśnie wracam ze szpitala..
-Ze szpitala?! 
-Tak.. ale wszystko z nią w porządku.. doszła do siebie..
-A ja cię miałam za przyjaciółkę - po jej policzku spłynęła łza.
-Megan..
Spojrzała na mnie ostatni raz i zamknęła się w swoim pokoju. Usiadłam zrezygnowana przy stole. Zaczynałam tracić nad sobą kontrolę. Właśnie odnalazłam Cass i wielki kamień spadł mi z serca. A teraz pokłóciłam się z Megan. I miała rację. Zachowałam się jak idiotka nic jej nie mówiąc. Powinnam. Ale martwiłam się o nią. To źle? W tej chwili zapragnęłam znaleźć się we własnym łóżku i zapomnieć o wszystkim. Wzięłam tabletki nasenne i położyłam się do łóżka. Otuliłam się ciepłą kołdrą i odpłynęłam do krainy snu. 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz