-Tak?
-Cassidy..? - zapytał ktoś niepewnie. Mogłabym przysiąc, że znam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należał.
-Zgadza się. Z kim rozmawiam?
-Tu Caroline.. - po tych słowach zmroziło mnie na całym ciele.
-Czego chcesz? - warknęłam do słuchawki.
-Posłuchaj, chciałabym z tobą poro..
-Daruj sobie - przerwałam jej - nie mam ochoty oglądać tej twojej paskudnej gęby.
-I kto to mówi.. - prychnęła - proszę cię.. chociaż minutę. Jestem niedaleko.
Rozglądnęłam się dookoła i ujrzałam ją, stojącą przy drzewie kilka metrów ode mnie. Rozłączyłam się i podeszłam do niej szybkim krokiem.
-Jeżeli to jakiś podstęp, to tym razem nie pójdzie wam tak łatwo - powiedziałam złowrogo.
-Oj już nie bądź taka podejrzliwa - przewróciła oczami - poświęcisz mi chwilę?
-Wiesz co, jestem ciekawa co takiego masz mi do powiedzenia. Bo jakoś nie mogę znaleźć tematu, na który mogłybyśmy pogadać - skrzyżowałam ręce - streszczaj się.
-Muszę przyznać, że przegięliśmy, okej? To było głupie.. To całe porwanie i w ogóle. Nigdy w życiu nie posunęłam się do czegoś takiego, więc.. przepraszam.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Przepraszam? A co mi z twoich przeprosin? - prychnęłam.
-Po prostu nie chcę mieć cie na sumieniu, jasne?
-Jasne. Tylko, że tych 4 dni z mojej pamięci nie wymażesz. Nie licz na przebaczenie, czy coś. Nie wiem po co w ogóle z tobą gadam.
Już chciałam odejść, ale chwyciła mnie za ramię.
-Matt jest w areszcie - powiedziała - będzie miał proces. A ja i Ash możemy odpowiadać za współudział..
-Teraz się o to martwisz? Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.
Odwróciłam się i odeszłam, zostawiając ją samą. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogą mieć kłopoty. Ale to przecież była tylko i wyłącznie ich wina. To im zachciało się bawić w porywaczy. Więc dlaczego się martwiłam? Może dlatego, że nie chciałam, żeby Ashowi coś się stało. Weszłam do domu, przywitałam się z mamą i Pablem i posłałam dziewczynom spojrzenie, które mówiło "pogadamy potem". Kiwnęły głowami na znak, że rozumieją.
-To jak? Gotowe? - spytała mama.
-Zawsze i wszędzie ciociu - powiedziała Jess z uśmiechem.
-W takim razie zabierajmy się do pracy.
Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu. Ukradkiem spojrzałam w stronę drzewa, ale Caroline już tam nie było. W końcu dojechałyśmy na miejsce. Pablo został w domu i załatwiał ostatnie sprawy związane ze ślubem. Weszłyśmy do wielkiej sali ze sceną. Ściany były w kolorze brzoskwiniowym z przepięknymi czarnymi dekorami. Na suficie wisiał spory żyrandol, który idealnie oświetlał całe pomieszczenie. Stoły uformowane były w kształt półokręgu, a parkiet był świeżo lakierowany. W powietrzu unosił się słodki zapach lawendy.
-Jak tu pięknie.. - westchnęła Megan.
-Właśnie dlatego wybraliśmy to miejsce - powiedziała moja mama - zabierajmy się do pracy.
Na środku sali stało kilkanaście kartonów. W każdym z nich pełno było białych kwiatów, kokard i innych dupereli do przystrajania. W pewnym momencie Jamie zauważyła na scenie wieżę stereo. Popatrzyła na nas dziwnie i poszła w jej kierunku. Po chwili wyciągnęła z torby płytę 1D i włożyła do odtwarzacza. Cała sala wypełniła się muzyką, a my kołysałyśmy się do rytmu. Wyciągnęłyśmy wszystkie dekoracje i ułożyłyśmy je na parkiecie, żeby widzieć co mamy do dyspozycji. W końcu zabrałyśmy się do pracy. Rozwiesiłyśmy wszystkie kwiaty nad sceną, kokardy na ścianach i pełno serpentyn. Przyszło również kilku facetów i zajęli się dekoracją żyrandolu i sufitu. Sala nabierała barw. Dekoracje nie były tylko białe, ale miały również inne kolory. Słupy zostały przystrojone jedwabną, białą tkaniną a nazajutrz miały się na nich pojawić wpięte żywe kwiaty. Nasza praca na tym się kończyła. Ostatni raz spojrzałyśmy na nasze dzieło i pojechałyśmy do domu.
.~*~.
W sobotę już od wczesnego poranka byłam u mamy. W domu panował kompletny chaos. Wszędzie kręciły się fryzjerki, makijażystki i inni ludzie do pomocy. Najlepsze było to, że nie zajmowały się tylko mamą, ale mną również. Czułam się jak kopciuszek przed wielkim balem. Przyjechało już sporo zaproszonych gości, którzy siedzieli w salonie. Byli m.in. rodzice Pabla i mamy oraz kilka znajomych z Sydney. Rodzice Jess również mieli być, ale w ostatniej chwili zadzwonili i powiedzieli, że nie dadzą rady. Z jednej strony było mi przykro, bo chciałam znowu zobaczyć panią Carter, ale z drugiej strony Jess nie miałaby swobody, bo matka pilnowałaby jej na każdym kroku. Dziewczyny zostały w mieszkaniu i miały zająć się sobą nawzajem. Na miejsce miały dojechać z chłopakami, a ja niestety musiałam z mamą.
-Auć.. - jęknęłam, gdy fryzjerka za mocno próbowała wpiąć mi coś we włosy.
Od tego ciągłego siedzenia coraz bardziej zaczął boleć mnie tyłek. Ale nie chciałam narzekać. W końcu mój makijaż i fryzura były gotowe, więc mogłam pójść do kuchni i napić się soku bananowego. Nalałam sobie pełną szklankę i wypiłam duszkiem. Poczułam za sobą czyjąś obecność i odwróciłam się. W progu kuchni stała babcia.
-Nie sądziłam, że dożyję drugiego ślubu własnej córki - powiedziała i pokręciła głową.
-Uwierz mi babciu, ja też - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Widać, że jest szczęśliwa. Ten wyjazd naprawdę dobrze wam zrobił. Potrzebowałyście zmiany otoczenia.
-Też tak uważam.. - usiadłam przy stole - chociaż na początku wcale nie było mi łatwo.
-Och, kruszynko - uśmiechnęła się ciepło - początki zawsze są ciężkie. Założę się, że dla Alice to też wcale nie było takie proste. Ale ważne jest to, że teraz jesteś szczęśliwa. Bo chyba jesteś, prawda? - spytała podejrzliwie.
-Nawet bardzo.. poznałam wielu wspaniałych ludzi i dwie najlepsze przyjaciółki.
-Nie zapominaj o swojej miłości - puściła do mnie oko.
-Słucham..? - popatrzyłam na nią zdezorientowana.
-Kochanie, wcale nie jestem taka zacofana jak ci się wydaje. Wiem, co to jest Internet.
Po tych słowach uśmiechnęła się ostatni raz i wyszła zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu. Nie miałam zbyt wiele czasu na przemyślenia. Było już naprawdę bardzo późno, więc poszłam do swojego dawnego pokoju, który został zamieniony na gabinet. Stało tam kilka mebli, biurko, skórzany fotel i ogromne lustro. Wzięłam do ręki swoją sukienkę i dokładnie się jej przyjrzałam. Miała jasny kremowy kolor i była lekko obszyta czarną koronką. Jedno ramie zostawało odsłonięte, a na drugim był długi rękaw. Uśmiechnęłam się sama do siebie i szybko się przebrałam. Dobrałam biżuterię, a na nogi włożyłam wysokie czarne szpilki. W końcu stanęłam przed wielkim lustrem, żeby zobaczyć efekt końcowy. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Kompletnie się nie poznałam. Włosy miałam wysoko upięte, a kilka kosmyków opadało mi na twarz. Makijaż był lekki i subtelny, ale dodawał mi uroku. Sukienka leżała idealnie i podkreślała moją szczupłą talię, a szpilki dodatkowo wydłużyły mi nogi. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i usłyszałam wołanie mamy. Nadszedł czas. Powoli zeszłam po schodach a wszyscy patrzyli tylko na mnie. Chwalili mnie i mówili, że wyglądam wspaniale. Stanęłam twarzą w twarz z mamą. Miała na sobie krótką białą sukienkę bez szelek i kremowe szpilki. Do tego jedwabny sweterek i mały bukiecik.
-Kochanie, wyglądasz prześlicznie - powiedziała.
-Ty również mamo - odpowiedziałam z uśmiechem - mam nadzieję, że ty i Pablo będziecie szczęśliwi. Życzę wam dużo szczęścia i miłości. Pablo - zwróciłam się do niego - mam nadzieję, że będziesz kochał moją mamę tak samo, jak tata.
-Obiecuję - powiedział i lekko mnie przytulił.
-Cassidy, zanim pojedziemy mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość - powiedziała matka - jestem w ciąży.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Ale po chwili na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i rzuciłam jej się na szyję.
-Naprawdę?! - pisnęłam - To wspaniale! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę!
-Ja również się cieszę.
W końcu wsiedliśmy do białego kabrioletu, który miał zawieźć nas pod urząd cywilny. Na miejscu czekała już Patricia, przyjaciółka mamy jako świadkowa i jakiś mężczyzna (zapewne świadek Pabla). Reszta gości miała czekać na sali. Weszliśmy do małej sali i uroczystość się rozpoczęła. Cały czas przyglądałam się mamie. Z jej twarzy nie wyczytałam nic, poza miłością, szacunkiem i zaufaniem. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Pablo z pewnością nie mógł zastąpić mi ojca, ale z każdym dniem lubiłam go coraz bardziej. Kiedy uroczystość dobiegła końca, pojechaliśmy prosto do sali, w której czekali wszyscy goście. Najpierw weszli świadkowie, a za nimi ja z mamą i Pablem. Przy jednym ze stolików od razu zauważyłam cały zespół i dziewczyny. Patrzyli na mnie jakoś dziwnie. Zauważyłam puste miejsce obok Harrego i szybko do nich podeszłam.
-Hej - powiedziałam - czemu macie takie dziwne miny? coś nie tak?
-Wyglądasz.. - zaczął Harry - wyglądasz.. przepięknie.. "You don't know you're beautiful" - zaśpiewał cicho i czule mnie pocałował.
-"Thats what makes you're beautiful" - zawtórowała mu resztya zespołu.
-Dziękuję.
Dopiero w tym momencie zauważyłam dziewczynę siedzącą obok Liama.
-Cassidy, to jest Danielle - przedstawił ją.
Podałam jej rękę i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Hej, miło cię poznać.
-Ciebie również - odwzajemniła uśmiech - Liam wiele mi o tobie mówił.
-Jeżeli powiedział cokolwiek złego to wiedz, że to nieprawda.
Po życzeniach i toaście wróciliśmy do stolika. Na scenę wszedł jakiś zespół i zaczął grać znane piosenki. Przy naszym stoliku zgromadziło się wiele dziewczyn, fanek One Direction. Przewróciłam oczami i razem z dziewczynami poszłyśmy tańczyć. Żałowałam, że nie było z nami Noemi, ale wyleciała z rodzicami na Hawaje. Zatopiłam się w muzyce. Razem z Jamie, Megan, Jess i Danielle zaczęłyśmy się wygłupiać i robić głupie pozy. W końcu dołączyli do nas chłopcy. Nadszedł czas na wolny kawałek, więc zarzuciłam Harremu ręce na szyję i mocno się do niego przytuliłam.
-Jesteś wyjątkowa - szepnął mi do ucha - i niesamowita. I kocham cię jak wariat.
-Też jesteś niesamowity - odpowiedziałam - i kocham cię najbardziej na świecie.
Nasze usta złączyły się w słodkim pocałunku. W końcu zespół przestał grać, więc wróciliśmy na swoje miejsca. Przypomniał mi się moment, kiedy śpiewałam u chłopaków "No one" i wpadłam na genialny pomysł.
-Niall, mogę mieć do ciebie prośbę? - spytałam go.
-Proś o co chcesz - powiedział z uśmiechem.
-Świetnie.
Odciągnęłam go od stolika i ruszyłam w kierunku sceny.
-Co chcesz zrobić? - zapytał.
-Zobaczysz.
Pociągnęłam go za sobą i weszłam na scenę. Podeszłam do wokalistki i gitarzysty z małą prośbą. Zgodzili się bez problemu i nawet udostępnili nam gitarę akustyczną.
-Mam ci zagrać? - zapytał.
-A mógłbyś?
-Oczywiście.
-Jesteś najlepszy! - pocałowałam go w policzek.
Usiadł na wysokim taborecie z gitarą w ręku, a ja stanęłam przy mikrofonie. Pierwszy raz od kilku lat. Poczułam dziwne mrowienie w brzuchu, ale postanowiłam to zignorować. Postukałam w mikrofon i wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku.
-Witam wszystkich, mam nadzieję, że bawicie się świetnie. Chciałabym zaśpiewać piosenkę, która zawsze kojarzyła mi się z tatą, którego niestety już nie ma. Jest to ulubiony utwór mojej mamy i zawsze kojarzył mi się z dobrymi chwilami mojego życia. Dedykuję ją mamie i Pablowi. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. Na gitarze Niall Horan.
Pochyliłam głowę i usłyszałam lekkie brzmienie gitary.
-"I just want you close, when you can stay forever.." - zaczęłam.
Po kilku słowach zamknęłam oczy i całkowicie zatopiłam się w muzyce. Liczyła się tylko ona. Przed oczami pojawił mi się obraz mnie i taty, siedzących razem w garażu. Przypomniały mi się wszystkie jego lekcje i wskazówki, których mi udzielał. Przez chwilę zapomniałam, że to Niall grał na gitarze i wyobraziłam sobie, że to tata. Wszystkie swoje uczucia wlałam w tą piosenkę. W końcu skończyłam i otworzyłam oczy. Mama i Pablo stali pod samą sceną.
-Dziękuję - powiedziałam, ukłoniłam się i zeszłam ze sceny, a Niall zaraz za mną.
Podeszłam do mamy i zauważyłam, że jest cała zapłakana.
-Cassidy.. dziękuję. To było naprawdę wspaniałe.. i naprawdę cudownie było znów usłyszeć, jak śpiewasz - powiedziała przez łzy - naprawdę bardzo cię kocham, pamiętaj o tym.
-Nigdy o tym nie zapomniałam mamo - powiedziałam i ją przytuliłam.
____________________
Został mi już tylko epilog i to już koniec.
Jutro lub w czwartek zabieram się za nowego bloga :)
"Only You ♥" :)
Obiecuję, że będzie o wiele ciekawszy niż ten. Zapraszam do czytania :)
Directionerka55
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz