sobota, 28 kwietnia 2012

Rozdział 18

[z perspektywy Cassidy]

Kiedy wróciliśmy od mojej matki, uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Widać było, że bardzo polubiła Hazzę.  Ciągle o coś go pytała i rozmawiała z nim tak, jakby znała go od zawsze. Miałam nadzieję, że z Pablem będzie mi się równie łatwo dogadać. W sumie, wyglądał na miłego kolesia. Kiedy w końcu doszliśmy do mojego mieszkania, trzymając się za ręce weszliśmy do pokoju, gdzie cała reszta siedziała na dywanie. Od razu zauważyłam, że Megan siedzi wtulona w Nialla i uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.
-Coś nas ominęło? - spytałam i usiadłam między Harrym a Louisem. 
-Takie tam.. - powiedział Niall i pocałował Megan w czoło.
-Szczęścia, gołąbeczki. 
-A tobie jak poszło? - zapytał Lou - sądząc po minie, chyba dobrze?
-Świetnie. Pogodziłam się z nią. A Harry się z nią zaprzyjaźnił - spojrzałam na Hazzę i pocałowałam go w policzek.
-Twoja mama jest świetna! I robi najlepszą herbatę na świecie.
Zaśmiałam się cicho i wtuliłam się w niego. Było mi tak dobrze! Wszystko było na dobrej drodze. Byłam wśród najlepszych przyjaciół na świecie. Dzięki nim zrozumiałam naprawdę wiele rzeczy. Nie oddałabym ich za nic. Nawet za największe skarby świata. Przyłapałam się na tym, że coraz mniej myślałam o Jess. Oczywiście tęskniłam za nią, ale gdybym teraz miała wybierać pomiędzy Londynem a Sydney, z pewnością bez niczego wybrałabym pierwszą opcję.
Kiedy wszyscy już się rozeszli, poszłam do swojego pokoju i zalogowałam się na Twitterze. Dodałam post dotyczący dzisiejszego dnia i kilka zdjęć z Harrym. Wylogowałam się i poszłam spać. Długo nie mogłam zasnąć, ale w końcu mi się to udało.
Stałam w długim korytarzu, który zdawał się nie mieć końca. Była tam cała masa drzwi, a z każdych dochodziły jakieś dźwięki. Otwierałam każde po kolei, ale w żadnym pomieszczeniu nikogo nie było. W końcu dotarłam do czerwonych drzwi i weszłam do środka. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Byłam w garażu w naszym domu w Sydney. Przede mną, na wysokim taborecie siedział mój ojciec i grał na gitarze. Obok niego siedziałam ja, w wieku 12 lat. Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Śpiewałam jedną z napisanych przez niego piosenek.
-Cudownie księżniczko - powiedział kiedy skończyłam - zrobisz kiedyś wielką karierę.
12-letnia ja usiadła na jego kolanach i mocno przytuliła. Tak bardzo chciałam być na jej miejscu!
-Tato.. - powiedziałam.
Ojciec odwrócił się w moją stronę. Mniejsza wersja mnie, zniknęła. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Spojrzałam w jego ciemne oczy, pełne miłości i troski.
-Cassidy - uśmiechnął się promiennie - jak wspaniale cię widzieć!
Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego pierś. Znów poczułam bliskość i jedność z nim. Ale kiedy podniosłam głowę, nie zobaczyłam jego roześmianej twarzy. Przede mną stał.. Pablo! Zaczęłam się wyrywać, ale on był silniejszy. Zamknął mnie i w uścisku tak, że zaczęło brakować mi powietrza.
-Tato!! - zaczęłam krzyczeć, ale jego nigdzie nie było - tato, nie zostawiaj mnie!!
Obudziłam się z krzykiem i gwałtownie usiadłam na łóżku.  Byłam cała zapłakana i nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Wstałam z łózka i poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę zimnej wody i wypiłam ją duszkiem. Usiadłam przy stole i zaczęłam myśleć o śnie. Nigdy wcześniej, nic takiego mi się nie śniło. To było takie realne.. Zupełnie jakby Pablo miał zastąpić mi tatę. Nie! Do tego nigdy w życiu bym nie dopuściła. Może i moja matka go kochała, ale nigdy, przenigdy nie mógłby uważać się za mojego ojca. Nie słyszałam w którym momencie Jamie weszła do kuchni. Usiadła naprzeciwko i zaspanym głosem powiedziała:
-Dziewczyno, jest 3 w nocy! Co ty tu robisz?
-Ja.. zachciało mi się pić - skłamałam - a ty? czemu nie śpisz?
-Słyszałam, jak krzyczysz. Więc nie kłam, że po prostu w środku nocy chciałaś się czegoś napić. Mów, co się dzieje.
-Nic takiego.. po prostu.. miałam zły sen, okej?
Jamie popatrzyła na mnie przenikliwie, po czym się uśmiechnęła.
-Każdemu się zdarza. Mogę wiedzieć, co ci się śniło?
-Tata.. - spuściłam głowę - wiem, że zachowuję się jak dziecko. Po prostu mnie to przerasta.
-Cass, ja wcale nie myślę, że zachowujesz się jak dziecko! - Jamie wstała, podeszła do mnie i przytuliła - rozumiem, że bardzo za nim tęsknisz. Ale nawet jeżeli go nie widzisz i nie możesz go dotknąć, to pamiętaj, że on jest cały czas przy tobie. Kroczy za tobą w każdym momencie twojego życia. I jest obecny w twoim sercu.
-Dziękuję.. - powiedziałam - naprawdę potrafisz pocieszać.
-Od tego jestem. A teraz, idź spać. Dobrze ci radzę. Bo jak obudzisz mnie jeszcze raz, to osobiście cię uduszę.
-Nie ma sprawy.
Wstałam i pocałowałam ją w policzek.
-A to za co?
-Za to, że jesteś.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie i każda poszła do swojego pokoju. Położyłam się z uśmiechem na twarzy i zasnęłam..

*

Od tygodnia prawie codziennie odwiedzałam mamę. Zaprzyjaźniłam się nawet z Pablem. Był zabawny i ciągle mnie rozśmieszał. Teraz też siedziałam z nimi w kuchni, a Pablo opowiadał o swojej ostatniej sprawie sądowej.
-Ludzie są nieprawdopodobni. Zabić żonę i dziecko i żądać łagodnego wyroku. W głowie się nie mieści. 
-Rozumiem, że dostał dożywocie? - zapytałam.
-Oczywiście. Bez możliwości warunkowego zwolnienia. Ale naprawdę. Zabić 3-letnie dziecko? Tylko psychopaci tak robią.
Pokręciłam głową ze współczuciem. Uwielbiałam dzieci. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Sydney, opiekowałam się  Halley - 5-cio letnią córeczką sąsiadów. Lubiłam siadać z nią przed domem i w coś się bawić lub nawet iść z nią na zwykły spacer. Zazwyczaj była ze mną jeszcze Jess, ale Halley nie pałała do niej sympatią. 
-A co z waszym ślubem? - zapytałam nagle - macie już datę?
-Oczywiście - powiedziała mama - 25 sierpnia.
-To już za niedługo! - krzyknęłam - jest 31 lipca. 
-Wiemy, kochanie - matka uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Macie zaproszenia? Sale? Księdza? 
-Cassidy, spokojnie. Jutro jedziemy oglądać sale. W kościele już wszystko załatwione. A zaproszenia się drukują. Mają być najpóźniej za 3 dni. Aha! Wiem, że chciałabyś żeby twoi przyjaciele też tam byli, więc dodrukowałam kilka dodatkowych zaproszeń, dla nich. Jeżeli chcesz możesz zająć się pisaniem. 
-Z miłą chęcią! 
-Cieszę się - powiedział Pablo - wiesz, bałem się, że nie będziesz chciała nawet ze mną rozmawiać. A co dopiero pomagać w przygotowaniach.
-No cóż.. na początku tak było.. - przyznałam - ale to przeszłość. Mamo - zwróciłam się do niej - w najbliższą sobotę razem z Jamie i Megs bierzemy cię na zakupy. Suknia ślubna sama do ciebie nie przyjdzie. Zresztą, my też musimy kupić sobie sukienki. A tobą Pablo zajmie się Harry i Louis. Znasz ich, byli tu kilka razy. Nie przyjmuję sprzeciwów. To ma być idealny dzień.
-Cassidy, jesteś cudowna! - powiedziała matka - nie mogłam mieć lepszej córki.
-Och, oczywiście, że nie mogłaś - powiedziałam ze śmiechem - a ja nie mogłam mieć lepszej matki.

[z perspektywy Matta]

-Chyba oszalałeś! - krzyknęła Caroline na całą kawiarnię i wstała od stołu - kompletnie ci odbiło!
-Uspokój się - syknąłem - ludzie na ciebie patrzą.. Siadaj.
Blondynka posłusznie wróciła na swoje miejsce.
-Matt, jesteś kompletnym idiotą, jeżeli myślisz, że dam się w to wrobić. 
-Nie masz wyjścia, kochanie. Mam dość patrzenia na ich szczęście. Ty chyba też, co? Tamten plan nie wypalił. Ten musi być lepszy.
-Pojebało cię! To zbyt ryzykowne. Jasne, że nie mogę na nich patrzeć. Ale nie zrobię czegoś takiego. Nigdy. 
-Posłuchaj - chwyciłem ją za rękę - ja też się boję, że to nie wypali. Ale jesteśmy wspólnikami, pamiętasz? 
-Nie chcę mieć na głowie policji, idioto! Za takie coś idzie się siedzieć! I to na długie lata! 
Miałem już dość tej rozmowy. W końcu udało mi się wymyślić idealny plan, a ona się wściekała. No dobra, może nie był aż tak idealny, ale warto było spróbować. 
-Caroline - spojrzałem jej prosto w oczy - proszę. 
-Jeżeli to się wyda..
-Nie wyda! - przerwałem jej - obiecuję. A jeżeli już, to wezmę wszystko na siebie. Obiecuję.
-Wciągamy w to Asha?
-Nie jestem pewien, czy się zgodzi. Ale spróbować można. Więc jak? 
Caroline milczała dłuższą chwilę.
-Dobra, niech będzie. Ale wiedz, że to mi się nie podoba. 
Uśmiechnąłem się pod nosem. Mój dar przekonywania jednak ciągle miał moc. Nie wiem, co mnie napadło żeby posuwać się do takich rzeczy. Ale jak szaleć, to szaleć. Nawet gdyby mieli mnie zamknąć..

___________________
Ciąg dalszy nastąpi ;] 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz